Westernowa dziewczyna
Rozmowa z Anią Kacperską, gliwicką artystką i żywicielką…
Kim będę, gdy dorosnę? Czy miałaś takie marzenia?
W dzieciństwie? O tak. Zawsze marzyłam by zostać piosenkarką albo aktorką. Świetna pamięć do wierszy i tekstów oraz dryg do występów pozwalały mi grać w różnych przedstawieniach szkolnych. Byłam też solistką chóru . Kiedyś miałam świetny głos. Wszyscy tak mówili. Rodzice wysłali mnie na zajęcia gry na fortepianie i inne zajęcia pozaszkolne. Do matury tańczyłam też w balecie.
Podobno świetnie jeździsz konno?
Właśnie w szkole zaczęła się moja miłość do koni. Dzisiaj jeżdżę na rajdy konne (uwielbiam to) w stylu western. Nie ma to jak koń w cwale , łąki, lasy i otwarte przestrzenie. To jest wspaniały wypoczynek. Poza oczywiście leżeniem na piaszczystej plaży nad ciepłym morzem. Człowiek czuje, że życie jest piękne.
Byłaś tancerką i nie zerwałaś ze sztuką, choć całkiem odmienną. Jesteś przecież malarką.
Od zawsze uwielbiałam malować ,więc zdecydowałam się na uczelnię artystyczną.
Ale nie z tego przecież żyjesz. Choć przyrządzanie potraw również jest swego rodzaju sztuką.
Gotowanie mam chyba w genach. Moja babcia była świetna w kuchni. Czego tylko się dotknęła smakowało rewelacyjnie. Robiła najlepsze pączki na świecie. Mama też genialnie gotuje, więc chyba mam to po mamie i po babci.
Twoje ulubione danie to?
Ulubiona moja potrawa w wykonaniu mamy to rolada z kluskami. Mistrzostwo!
Rozmawiałyśmy o twoich marzeniach. Czy marzyłaś również o tym, by gotować dla innych?
Ta moja przygoda zaczęła się dużo później.... Gdy wyszłam za mąż. Nagle zostałam rzucona na głęboką wodę, Niczego nie potrafiłam, nawet frytki rozgotowywałam. Masakra!. Ze wszystkim na początku zwracałam się do mamy. Znała odpowiedzi na każde pytanie. A potem jakoś poszło. Wkręciłam się i stało się to moją pasją. Gdzieś pomiędzy rodziną a kuchnią zrobiłam studia, potem podyplomowe. Z wykształcenia jestem plastykiem i projektantem wnętrz. Na studiach podyplomowych poznałam moją koleżankę, która stwierdziła ,że marnuję się w domu i powinnam otworzyć lokal. No i tak się to zaczęło. Jeszcze gdzieś po drodze zrobiłam dwie wystawy indywidualne i kilka zbiorowych moich prac malarskich. Ponieważ zdecydowanie jestem sową, więc moje prace powstawały nocą. Pracownię mam w domu, dlatego nie musiałam się martwić dalekimi dojazdami.
Jak długo prowadzisz swój lokal?
Mam go od 1,5 roku. Uwielbiam karmić ludzi i patrzeć jak im smakuje. To dla mnie największa nagroda. Promuję kuchnię o obniżonej zawartości tłuszczu ,potrawy lekkie i łatwostrawne. Przede wszystkim jednak stawiam na smak i jakość.
Frytek już nie rozgotowujesz?
W moim bistro nie ma frytek czy hamburgerów. Nic z głębokiego oleju. Pracujemy wyłącznie na dobrych, sprawdzonych produktach bez dodatków, konserwantów czy polepszaczy. U nas niczego nie trzeba polepszać, bo stawiamy sobie wysoko poprzeczkę.
Mam nadzieję, że dotyczy to również kawy, gdyż kawę uwielbiam.
Wiem, że na dobry początek dnia potrzebna jest wyśmienita kawa. Kupiłam ekstra ekspres i skończyłam kurs baristy, żeby zadowolić moich klientów. Ku mojej satysfakcji wielu z nich uważa, że kawa, którą serwujemy, jest jedną z najlepszych w mieście. Mogę śmiało stwierdzić, iż.odnalazłam swój świat i swoje miejsce na ziemi.
Rozmawiała J.S.C.
Czekamy zatem na otwarcie, bo i wnętrze piękne, jedzenie pyszne, urocza właścicielka na miejscu, a i maleńki ogródek z widokiem na zamek się kroi.
Bistro za Progiem, ul. Górnych Wałów 11
Napisz komentarz
Komentujesz jako: Gość Facebook Zaloguj